Bileciki do kontroli!
Tak sobie myślę, że w blogerskim świecie ci od wnętrz muszą jawić się jako te jednostki najbardziej drętwe. Wiecie, ten pachnący suszoną lawendą porządeczek, podusie w równych odstępach, dobrze zaprojektowane sedesy. Tylko przemyślane wybory i te sezonowe 'stylizacje' (nie cierpię tego określenia, jakby auto picował przed sprzedażą). A jeszcze jak to wszystko pachnie mamoną- najgorzej no, nikt w to nie wierzy. Generalnie ludzie muszą chyba sobie myśleć, że wnętrzarska blogosfera zalatuje obsesyjną kontrolą a'la Grey i jeszcze cierpi na brak poczucia humoru.
Bo ja jestem upośledzona pod trzema względami: uważam, że żaden fryzjer na świecie mnie porządnie nie uczesze, ciągle wracam do swoich starych tekstów i poprawiam w nich przecinki oraz nie trawię ludzi bez poczucia humoru. A skoro mieszkania mówią o ludziach, to większość z tych lokali, chcąc nie chcąc, musi jawić się jako zamieszkałe przez jakieś kołki. Poszewki pod kolor zasłon budzą we mnie jakieś niedobre emocje, czasem nawet zagubię się w internecie i trafię na listwy led wokół giga-telewizora, ale generalnie w tym wszystkim jakoś uczuć brak, a już na pewno pusto z gatunku tych bąbelkowych. Bo ja lubię, jak mieszkanie puszcza do mnie oko, jest w nim coś figlarnego i coś w nieporządku, co śmiesznie na mnie z kąta wyskoczy.
Podjęłam walkę z tym blogerskim obrazem, bo i sama nie chcę się jawić w sieci jako ta drętwa persona z miarką w oczach. Zadanie niełatwe, ale do wykonania. Najlepiej zacząć od wyboru mebli, które z pozoru wcale meblami nie są. Przykład: kiedy stary narzeka, że nie ma w kuchni gdzie przysiąść i poczekać, aż się jajka ugotują, nagle robisz wygodny kąt z... autobusowych siedzeń.
Bo właśnie tak się stało, że upolowałam siedzenia od autobusu na metalowej podstawie :-) Tak naprawdę to ja się na nie okrutnie napaliłam i wmówiłam staremu, że będzie super tak sobie wieczorem na nich przysiąść i poczekać, aż się jajka ugotują. Wesoło, jak tak zza winkla spoziera taka skórzana ławeczka z jakiegoś Ikarusa, aniżeli zwyczajny komplet krzeseł, co nie? Bo choć ja dziewczyna od wnętrz jestem, to jednak szkoda mi życia na dopasowywanie poszewek do zasłon.
Do następnego :-)
Tags:
myhome
18 komentarze
Hahaha o boże umarłam.
OdpowiedzUsuńTeraz wszystkie wnętrzarki Cię znienawidzą.
Bo jak to tak obrażać zasłony dopasowane do poduszek (ja niestety w pracy robię to samo, ale wiesz, ludzi z Twoją odwagą wśród moich klientów nie ma)
Ja też lubię, jak mieszkanie puszcza do mnie oko. I chociaż nie mam foteli autobusowych, to mam tablicówkę na drzwiach w łazience i możesz sobie wysmarować coś siedząc na kiblu, jak zapomnisz telefonu :D A też mi powiedziano że to takie "klubowe, jak z pubu".
OŁ NOŁ.
Ja tam zawsze mówię, co myślę, ale może nie będzie tak źle? W końcu napisałam, że mogą tak się jawić, nie że się jawią ;-) I że moje też mogą się tak jawić, a tego już bym nie chciała ;-)
UsuńDobre: z miarką w oczach! Wiem o co chodzi. I masz rację w 100% Też lubię luzik i małe szaleństwo. Nie dajmy się zwariować. Lubię u Ciebie posiedzieć, może nie na tej kanapie, ale sama wymadzam różne rzeczy. Wielkie pozdrowienia!!
OdpowiedzUsuńDzięki Beata! Otóż to, no nie dać się zwariować :-) Albo nie, dać się zwariować, ale tak spontanicznie :-) pozdro!
UsuńGenialnie napisałaś, z resztą jak zawsze :) Mi tez niektóre domy z netu wydają się sztywniackie, nienaturalne wręcz. pozdrawiam, Agata
OdpowiedzUsuńDzięki :-)
UsuńDżizas, czyli jednak! Mam nadzieję, że nie moje :-P
A gdzież to takie cuda można upolować ? OLX ? Czy w Trójmieście jest może jakieś magiczne miejsce, gdzie od razu bym pobiegła po takie same ?
OdpowiedzUsuńKochana napisz do mnie na stylerecital@gmail.com, podam Ci namiary, jeszcze jest ich co najmniej kilkanaście :-)
UsuńTo ja też chce takie!
UsuńPisz mejla!
UsuńAle czadowy pomysł! Aż żałuję, że u mnie wszystkie ściany obstawione, bo chodzą za mną takie stare kinowe składane fotele. W ogóle to Twoje autobusowe siedzenie przypomniało mi motyw z dzieciństwa. Na końcu naszej ulicy (na tzw. "górce") mieszkał facet, który był kierowcą miejskiego autobusu. I codziennie przyjeżdżał tym autobusem do domu na obiad. Jak tylko widzieliśmy z dołu, że autobus stoi przed jego domem, lecieliśmy na górkę, pakowaliśmy się do autobusu i czekaliśmy, aż skończy jeść i przewiezie nas pod dom po drodze do pracy. Była to wtedy dla nas niebywała atrakcja (ach, te czasy bez internetu i gier komputerowych!) :D
OdpowiedzUsuńA co do porządeczku i wymuskania w chałupie, to ja w sumie lubię i czasem ludzie jak do mnie przychodzą, to pytają się, czy specjalnie wysprzątałam. A u mnie tak jest zawsze. Chodzę po domu, poprawiam poduszeczki, przesuwam krzesła, żeby równo stały, a wczoraj obczajałam w necie takie przekładki biblioteczne, bo przydałyby mi się do uporządkowania alfabetycznie torebek przyprawami. Czy mam kolek w tyłku? Bardzo możliwe, w końcu mój blog nazywa się Szafa SZTYWNIARY ;)
Ty to jesteś w tym temacie poza kategorią :-D Ja też lubię sprzątać, chodzi mi bardziej o ten specyficzny rodzaj wystroju :-D
UsuńA historia z busem przednia.
Uległam kilka dni temu i kupiłam dwie gazety wnętrzarskie i zaraz pożałowałam. Nic mnie nie zaskoczyło, nic mnie nie zainspirowało, wszystko wcześniej widziałam w necie. Sklepowe wnętrza bez ikry. Gładkie, równe, błyszczące i trendy. W dodatku cholernie drogie. Wszystkie meble i dodatki nowe, jakby mieszkańcy żadnej przeszłości nie mieli. U ciebie coraz bardziej mi się podoba. Pomysł z autobusową kanapą wcale mnie nie dziwi i bardzo do ciebie pasuje. Kącik na "wysiadywani" jajek jest mega:)
OdpowiedzUsuńKącik na wysiadywanie jajek :-D I to się nadaje do prasy!
UsuńDzięki Gosia :-*
Czekając na fotelu autobusowym na ugotowanie jajek... - obrazek absurdalny jak się patrzy! :D Fajnie, że masz taką fantazję i nie boisz się przełamywać tego sztywniactwa spod znaku blogerów wnętrzarskich takich, że mucha nie siada. Ja mimo wszystko lubię popatrzeć sobie na te wymuskane wnętrza, ale jedno to podziwiać, drugie - chcieć zamieszkać w takowych ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję :-))
UsuńCholera jasna psiakrew. Cichcem wlezę do Ciebie, zalęgnę się na tej ławeczce i tak będę siedzeć! Uparcie i skrycie :D Gdyby nie to, że RyanAir nie pozwala na wielkogabarytowy bagaż, to już bym prosiła o namiary!
OdpowiedzUsuńHyhy :-))
Usuń